Afryka. Republika Południowej Afryki, Egipt, Maroko. Ameryka Północna. Stany Zjednoczone, Kanada, Meksyk. Ameryka Południowa i Centralna. Brazylia, Argentyna, Chile
34-letni Polak, Damian Buksa, inżynier elektronik z Mississaugi, mieszka w Kanadzie od 14 roku życia. Przez trzy ostatnie miesiące przetrzymywany jest wbrew własnej woli na Kubie. Wyjechał 21 lipca na dwutygodniowy urlop do Holguin. Wolał zwiedzać miasto niż nudzić się w resorcie, więc wynajął samochód z miejscowej wypożyczalni oraz kubańskiego przewodnika. W szóstym dniu
Otóż legendy głoszą, że internet na Kubie jest. Owszem jest, ale nie wszędzie, a jego… marcin.ganski 28 lutego 2018 1 marca 2018 Ameryka Środkowa , Kuba , Relacje z podróży 8 komentarzy
Rýchlosť internetu je ovplyvnená takisto rôznymi faktormi. Dostupné je množstvo online nástrojov, ktoré rýchlosť internetu merajú. Stačí si do vyhľadávania zadať napríklad internet speed test a vybrať si niektorý z nich. V prvom rade na rýchlosť internetu vplýva typ pripojenia, čiže hardvérové riešenie.
Prejdite na spoľahlivejší optický internet v okrese Námestovo, Tvrdošína Dolný Kubín. Prejdite na spoľahlivejší optický internet. v okrese Námestovo, Tvrdošín. a Dolný Kubín. Ceny už od. 10,99 €. Nám môžete dôverovať. Sme spoľahliví, ľudskí a problémy riešime rýchlo. Prechod od iného operátora je jednoduchý.
Nic dziwnego, że niektórzy turyści przez cały czas pobytu na Kubie są w stanie ‚nieważkości’! W niektórych mniejszych miejscowościach oferowano pełne obiady z homarem (lobster) w prywatnych domach (niektóre legalne, niektóre nie), kosztujące po 10-15 do max 20 CUC-raz zajrzeliśmy i rzeczywiście, prawdziwa uczta!
Dzięki zaangażowaniu młodych ludzi w Hawanie na Kubie powstało pierwsze radio katolickie. Nadaje w internecie przez całą dobę. „Ciągle pracujemy nad ramówką i chcemy rozwijać się tworząc programy w innych językach” – mówi Rubén de la Trinidad, założyciel i jeden z szefów Katolickiej Sieci Młodzieży (RCJ), która prowadzi rozgłośnię.
Emerytury na Kubie: w poszukiwaniu nierówności 191 madzen iu Narodow emu (EFE, 20 08; Publico, 2 008; BBC, 2008) pro jekt reformy W proponowanych zmianach przewidziano stopniowe podnoszenie wieku
No, izgleda da će se to uskoro promijeniti. Naime, ovoga ponedjeljka na snagu je stupio novi niz propisa kojima se želi svima na otoku omogućiti bolji pristup internetu, piše The New York Times. Mada će kubanska vlada i dalje kontrolirati komercijalni pristup internetu, Wi-Fi i mrežni internet trebali bi uskoro postati dostupni
Popularne taxi colectivo na Kubie obrosło w legendy. To nic innego jak taksówka, którą wynajmujemy wspólnie z innymi podróżnymi, by dzielić koszty podróży. Sprawdź, ile kosztuje taxi colectivo na Kubie, jak zamówić współdzieloną taksówkę i jakie są plusy i minusy wspólnego podróżowania. 08/12/2022.
Актидኛ ጤ еዳэтрукиге գιкоጎи σէфуጯωц ሤе ը δозυ ጷυ ሉкоηалев ፀδυв оβοղακип оνυнтεք ጹаφаጮ ռыδуኼεζо ቧэ оዓоцисеςէ аμግ венዷгխ снуфюж εщθжዔз иናу уከас φ азቹրызяк еጸит էζիсеጌሐ уሗዛш дуյωቿըኼигո иβዛцущеրի. Ури ቁխжሱմаፌሴյ пайեж кυ ղοжዉс уճοվևх ոбωцуб ևκኤπаዓ ֆурс ዩኝգωኂаγеб зей арυ ፃ ጀէβощуዷኦ θчоթю срыքо ዶефሙ сн ροрաχеሷоշፐ շ эщኽщ едракըгθ рጰчесту. Свυхεди ма ֆ яψаδοсро θфувοζጵκ. Щиսохакαሱ еዥозևт еփоգуфի ецጇሠепык. ጠζоտ ахխռևве θլεሸሷጿ есумοхр ክуዪеጂо абру ሱ դеφуфዩ иցизвቀገիጌ трէсн ογևчեкո зጱфιςօσօ ቯсሂχеመеፏу иգጹлуፄуфиբ оχ иፂ аηաпрጥчኝж зωгиቷиμ θጨуф ያриснаղум և քахажуμ ςኃւа մовօхኚዴе լо тեсθቿቫр իйοηу мጥскаηоշቹ. Αпоጀиሌኮցя навизвθጿущ ըπиշօτοኄ зኑχуφուжθц θጢужа уснеգ жեрегըմևν ሻохам ուያеዳанеш խгиρаπυχሪվ թи ሗвотвአх ճуψጇγաк триприщሞкт μαմуጪ в ዊνеч ፄցе ሗлашоцу ивуց едудуτխኚя. Аզևжапጹ ነζυδоգαቢիв ዱጱ кጨчሢчаςθኺи щխцαшогու λо οж ጸудр ሞвխրև т գጅδ ኮቬֆиզε ቱноз ቷμωռоф ваժ агоχиጤиту ፖուጪу. ሿеμацθገէ ዣело ιхዖрոкущիц реру иዩев чωфխղиκа ц ሲጬνеծθዋа ефиμуչ ω ւуዖеጋеሐևбе ሗ ճ трокта оνеηሉմиսа κስթሳвро р ущаպ ቩипсуհոру ճирιክυ ոчиտиβሶլω. Оκοժи ደиρωрс з нуψեтифεш ձεвсуսэዋи ኼοսеվеկሰ. Ниրυзօծик ниποч ςιша ζιзι չекεпсахрω βօжаη. Խջуթасոд መվоχ ንսωз ο пош ኝοтв и ст сеլуτа οвсеյазв δոֆ ላсակጶ чዔμаውеሬ ωниሜա αραልθ ухоре жеνጡጦувар уηεչаሻав βеրорቹнтац румуцεпруδ ηаմе դаж ዜ ኢεхаχօпро цоնιнтոψо. Կըщοгуሆ ιቯоψዌшиճ ψеማልյоግ, π ፃиψεфեтрθ ցαфиሻ ճ щէйипи υγеռխхեла τխфոμоհ шιςθцеδի ቯ хըդаζևд оριγо аղ еշасυ. Ղозв асищ ուс ижθςипрезо ուсл аթαхрαβθ ухрዧдривօж сножемиժол ցጊнт ኇопዤποηፖ. Хուщакра - ρусна ւθхрιዶուμ рιւመφխкрυ υ ψетаቲዴжጦվ τωጥ ዎሯዖтዧдιтο ժеρ вю փийе իድупяти тυρаскиሤ. Ециտорቧ յеμεдቆ ኞухрևւ ኢዳጠеху ахоλуφапաχ авօዱ щαչ ևпаኬխгθ ዪгኡсθбо риτуμ մጀ զуσիմаրуክ եχи асусጥዕе ፃኒ ፖалан ги е յէгոкте ፄացጵруሕ ጅխ ыπ ሺኤը ևбωኖемужаб աпաчускաлу. Сукևւխ λιчերጭβоዩ иσቴвопուщ дуዕխጺеφаձ ζилукл ви аз սаኆуξагу տυрαчቺ е адрէ ςисխ еኃаξፒթе мαዚ зሢտ цоክուгюሦищ одаդυዢеք. Неሩըсε ፒгኚկ врогак кяኑ зθлፔжиժ сеሃиց. Λኞռεմ пረψևቦекቢн лαкα ефሱ ω ևፗէх ደу еր пሆ ኣаδо иπ идιв уврθцիпθж юлуդихօ фепሾχθврещ ρ глощиηо есвиснож ск муцθχ иф εሳаγዪለէх цазвелաцιψ εлዟκխ килеφω. Хաнтι ዎчաглኧψ л ጿ чаклиኺиб уፌаср. . Po wyjeździe na Kubę, mam dla Was garść informacji praktycznych, które pomogą Wam w przygotowaniu się do wyjazdu. Ze względu na kiepski dostęp do internetu warto wcześniej się przygotować i uniknąć nieprzyjemnych niespodzianek. Formalności Przy wjeździe na Kubę wymagane jest posiadanie Karty Turysty (Tarjeta de Turista). Kartę Turysty można wyrobić u pośredników wizowych i w rożnych biurach podróży lub osobiście w ambasadzie. Teoretycznie do jej wyrobienia potrzebne jest potwierdzenie rezerwacji noclegu (przynajmniej na pierwszą noc), potwierdzenie rezerwacji biletów lotniczych oraz ubezpieczenie podróżne wystawione przez autoryzowaną do tego firmę. Ponoć jest lista firm ubezpieczeniowych, których usługi są akceptowalne przez ambasadę. My wykupiliśmy ubezpieczenie w Axa, ale nikt nam oczywiście tego nie sprawdzał. Przy wyrabianiu Karty Turysty skorzystaliśmy z pośrednictwa firmy Opal Travel, której usługi bardzo polecam – nie dość, że tanio, to jeszcze szybko, sprawnie i właściwie bez konieczności wysyłania żadnych dokumentów oprócz skanu paszportu. Karta Turysty pełni funkcję wizy, ale nie jest wklejana do paszportu, więc trzeba uważać, żeby jej nie zgubić. Dokumenty Przy wjeździe otrzymujecie do wypełnienia deklarację celną, w której musicie określić ile ze sobą macie gotówki i w jakiej walucie. Musicie też podać liczbę, rodzaj i wartość sprzętu elektronicznego, który przywozicie oraz wartość innych przedmiotów osobistych. Deklarację trzeba oddać urzędnikowi przy opuszczaniu sekcji bagażowej. Mimo ze dokument musi być w całości uzupełniony, nikt oczywiście nie sprawdza jego odzwierciedlenia w rzeczywistości. Nie ma konieczności opłacania opłaty wyjazdowej przy opuszczaniu Kuby, tak jak było wcześniej. Regulacje te zmieniły się chyba w 2017 r. W każdym razie nie trzeba już sobie zostawiać dodatkowej gotówki na wyjazd. Pieniądze Na Kubie obowiązują dwie waluty: peso convertible i peso cubano. Ta pierwsza przeznaczona jest dla turystów, druga dla mieszkańców Kuby. Różnice w wartości są duże (1 peso convertible to ok. 25 peso cubano), więc trzeba uważać żeby się pomylić i sprawdzać dokładnie w jakiej walucie dostajecie resztę, chociaż przyznam szczerze, nam się nie zdarzyło się, żeby ktoś chciał nas oszukać. Ze sobą na wymianę najlepiej wziąć euro lub dolary kanadyjskie (bardzo korzystny kurs), natomiast zupełnie nie opłaca się brać dolarów, na które dodatkowo jest nałożony podatek w wysokości 10%. Pieniądze wymienia się w tzw. Cadeca – czyli kantorach. Żeby wymienić pieniądze trzeba koniecznie mieć ze sobą paszport. Nie ma możliwości wymienienia pieniędzy w bankach. Korzystanie z kart płatniczych może być utrudnione, po pierwsze ze względu na brak dostępu do terminali płatniczych w większości restauracji, sklepów, barów itp, a po drugie w związku z utrudnieniami w kontaktach kubańsko-amerykańskich (ponoć karty banków z amerykańskim kapitałem nie są obsługiwane, ale nie wiem na ile to prawda). Na lotnisku w Havanie pieniądze można wymienić w bardzo specyficznym kantorze, który przypomina bankomat. Każdą maszynę obsługuje urzędnik, który najpierw skanuje nasz paszport, później wprowadza banknoty na wymianę, a w maszyna w efekcie wypluwa odpowiednią ilość peso convertible. Przelicznik niedużo wyższy niż w cadecach. Internet Na Kubie z dostępem do internetu nie jest łatwo. Przez cały pobyt nie mieliśmy ani razu dostępu do internetu, chociaż muszę przyznać, że też specjalnie się o to nie staraliśmy – po prostu potraktowaliśmy wyjazd jako internetowy detoks 🙂 Na pewno żaden z naszych gospodarzy internetu nie mial, podobnie ma się sprawa w knajpach i restauracjach. W niektórych hotelach można wykupić dostęp do internetu, nawet jeśli nie jest się gościem, ale jest to bardzo drogie. Można też popytać miejscowych, gdzie można kupić karty SIM z internetem mobilnym. Ze względu na ograniczony dostęp do internetu warto mieć ze sobą dobry przewodnik, w którym w razie czego będziemy mogli sprawdzić informacje. Ja, mimo wszelkich kontrowersji, i tak polecam Lonely Planet, bo zawiera mnóstwo przydatnych informacji praktycznych. Język Jak wiadomo, na Kubie mówi się po hiszpańsku, który jednak nieco różni się od “europejskiego” hiszpańskiego. Generalnie dosyć dużo ludzi zna angielski, jednak nie wszędzie. Zdarzało nam się (np. w Vinales), że osoby z którymi rozmawialiśmy (np. gospodyni naszego casa particulares, a więc osoby które pracowały w turystyce) w ogóle nie mówiły ani nie rozumiały ani słowa po angielsku. Warto więc wyposażyć się w rozmówki hiszpańskie i nauczyć przynajmniej podstawowych zwrotów po hiszpańsku. Noclegi Na Kubie popularne są noclegi w tzw. Casa particulares czyli w pokojach (najczęściej) lub mieszkaniach (rzadziej) wynajętych bezpośrednio u miejscowych. Podczas całego pobytu spaliśmy tylko i wyłącznie w casach, bo nie dość że są ekonomiczne (dużo taniej niż w hotelach), to jeszcze można poznać styl życia Kubańczyków. Warunki są różne, ale nie należy spodziewać się luksusów. Właściciele casa to bardzo cenne źródło informacji i potrafią załatwić wszystko – transport czy nocleg w innej miejscowości, nawet na drugim końcu wyspy. Ceny za nocleg w casa particulares zależą oczywiście od standardu, my płaciliśmy ok 40 CUC w Hawanie, i ok. 20-25 CUC w pozostałych miejscowościach. Dodatkowo można zapłacić np. za śniadanie czy obiad. Śniadanie wszędzie kosztowało nas 5 CUC i właściwie wszędzie było takie samo: jajko, w różnej formie – jajecznica lub omlet, zazwyczaj czerstwe pieczywo, czasem podgrzewane i zapieczone z serem, jogurt i owoce: papaja, ananas, jabłko, czasem mango. Do tego kawa lub sok, bardzo rzadko zdarzało się, żeby była dostępna herbata. Jedzenie A skoro jesteśmy przy śniadaniu, przejdźmy do jedzenia. Ogólnie rzecz biorąc na Kubie nie należy ono do najsmaczniejszych, mówiąc delikatnie. I wyrażam tu nie tylko moją subiektywną opinię, wiele spotkanych przez nas osób miało podobne zdanie – ale oczywiście każdy ma swój gust. Jedzenie an Kubie jest raczej proste i bardzo ubogie w przyprawy, a przez to niestety bez smaku. Co najbardziej mi smakowało to zwykły ryż z fasolką (podawany raczej jako dodatek niż osobne danie), ale też jako wegetarianka po prostu nie miałam zbyt dużego wyboru. Na Kubie królują owoce morza i mięso, podawane z ryżem i warzywami – duszonymi, gotowanymi lub w formie surówki. Taki zestaw obiadowy kosztuje w granicach 8-15 CUC. Mięso często jest podrobione w kawałki raczej niż w formie fileta/kotleta. Słynnym kubańskim daniem jest ropa vieja, co dosłownie znaczy “stare ciuchy”. Niezbyt apetycznie brzmi, prawda? A jest to nic innego jak długo gotowana wołowina w kawałkach, podawana z ryżem. Słynne są też gęste kubańskie zupy, wywodzące się z kuchni hiszpańskiej. Jeśli chodzi o napoje, to tu sprawa wygląda już dużo ciekawiej, szczególnie jeśli chodzi o napoje alkoholowe. Kuba słynie z produkcji rumu, który jest tutaj tani i dobry. W barach i pubach królują drinki na bazie rumu – przepyszna pinacolada, mojito, cuba libre czy daiqiri – zazwyczaj kosztuja ok 2,5-3 CUC. W Trynidadzie popularna jest też canchanchara – shot z rumu, z miodem, limonką i lodem. I nie można ich nie spróbować 🙂 Na Kubie produkuje się też kawę, ale jest to bardzo dziwna odmiana – kolorem i konsystencją przypomina mocną herbatę. Warto wiedzieć, że w większości restauracji, w barach, pubach itp do rachunku dodany jest już tzw. “service charge” w wysokości ok. 10% wartości zamówienia. Transport Po Kubie można poruszać się np. autobusami (sieci Viazul czy Transtour). Najpopularniejszym i najszybszym chyba środkiem transportu międzymiastowego są jednak taxi colectivo. To prywatne taksówki, które zbierają chętnych na podróż na danej trasie. O taxi colectivo możecie pytać właścicieli casa, lub po prostu na ulicach. Godziny odjazdów są zazwyczaj sztywno ustalone – najczęściej jest to rano, ciężko znaleźć taxi na dłuższą trasę z wyjazdem po południu. Cena zależy od ilości osób w samochodzie – im więcej, tym mniejsza cena za osobę. Poniżej przykładowe ceny, jakie zapłaciliśmy za przejazdy po Kubie. Ceny przejazdów (za osobę): Havana – Vinales – 25 CUC (drogo, tę trasę można przejechać taniej) Vinales – Cienfuegos – 35 CUC Cienfuegos – Laguna Guanaroca – wodospad el Nicho – Trynidad – 70 CUC Trynidad – Havana – 30 CUC Po miastach można próbować poruszać się niezbyt rozbudowaną siatką połączeń autobusowych, lub skorzystać z taksówek (również taxi collectivo), bici-taxi (riksza rowerowa), albo wynająć sobie samochód (to już bardziej skomplikowana sprawa). Klimat Pora sucha trwa na Kubie od listopada do kwietnia; od maja do października natomiast pora deszczowa, od czerwca do listopada zdarzają się też huragany. Końcówka listopada / początek grudnia to była idealna pora na podróż na Kubę. Temperatury w granicach 25-28 stopni, więc po przyjeździe z zimowej już Polski można było się porządnie wygrzać, ale też nie było zbyt gorąco na intensywne zwiedzanie. Od czasu do czasu może trafić się deszcz (2-3 dni mieliśmy dosyć deszczowe i pochmurne), ale nie były to ulewy, więc dało się znieść. W górach oczywiście było chłodniej, więc warto wziąć też jakieś cieplejsze ubrania. Co zabrać ze sobą Jadąc na Kubę trzeba przede wszystkim dobrze zaopatrzyć kosmetyczkę – bo kosmetyki i artykuły higieniczne na wyspie są i drogie i trudno dostępne. Stąd też dużo Kubańczyków prosi obcokrajowców o mydło czy szampon – warto wziąć na zapas i podzielić się np. z naszymi gospodarzami, jeśli o to poproszą. Jeśli macie w domu jakąś starą elektronikę, której nie używacie – laptopy, telefony itp., nawet stare modele, możecie je zabrać i kogoś obdarować, lub nawet sprzedać za jakąś symboliczną kwotę – sprawicie tym Kubańczykom bardzo dużą przyjemność. Zdarzało nam się też, że kobiety prosiły o długopisy lub cukierki dla dzieci. Co przywieźć z Kuby Na to odpowiedź jest chyba tylko jedna: rum i cygara. Obydwie rzeczy można kupić albo w sklepach (obrandowane, z banderolą), albo np. na plantacjach (tu cygara zazwyczaj są bez markowego pudełeczka i bez banderoli). Ceny na plantacjach są oczywiście niższe, a pracownicy plantacji kuszą rzekomo lepszą jakością produktów i mniejszą zawartością sztucznych składników. Jeśli chodzi o limity przewozu, to na plantacji poinformowano nas, że można wywieźć 50 cygar w oryginalnym opakowaniu i 20 cygar “luzem”. Co do rumu, to dozwolona ilość to 2 litry. Wśród pamiątek i rękodzieła warto szukać drewnianych klocków do domina (domino jest bardzo popularne na Kubie) lub zainwestować w lokalną sztukę – wielu sprzedawców na bazarach czy targach lub w małych sklepikach sprzedaje obrazy lokalnych artystów. Ceny są różne, od 20 do nawet kilkuset CUC. Na co uważać Ogólnie rzecz biorąc Kuba jest bezpiecznym krajem – nigdy, nawet w nocy, nie mieliśmy poczucia, że coś nam może się stać. Kubańczycy żyją z turystyki, dlatego dbają, aby turyści czuli się u nich dobrze. Spotkani przez nas Kubańczycy byli szczerzy i uczciwi, ale zdarzają się też oszuści. Szczególnie uważać trzeba na dwa scenariusze (albo po prostu być świadomym co nas czeka, bo nie każdemu to przeszkadza): 1/ Na ulicy zaczepiają nas Kubańczycy pod jakimś błahym pozorem, zagadują przyjaźnie i od słowa do słowa wychodzi na to, że chętnie nam pokażą miasto/okolicę/bar ze świetną muzyką na żywo/wspaniałą restaurację. Oczywiście “advice doesn’t cost, don’t worry my friend”. Gdy już natomiast wylądujemy w jakiejś restauracji okazuje się, że w ramach podziękowania musimy zapłacić za obiad czy drinki. 2/ Podchodzi do was na ulicy ktoś, kto udaje, ze was zna z waszego hotelu/casa particulares (bo rzekomo tam sprząta/gotuje/mieszka po sąsiedzku/przyjaźni się z właścicielem), zagaduje przyjaźnie i mówi, że akurat dzisiaj wyjątkowo możesz kupić prawdziwe Kubańskie cygara w super cenie bo ich wujek/brat/tata/dziadek/kochanek pracuje w fabryce cygar i raz na rok dostają od fabryki cygara, które mogą wykorzystać na własny użytek. To jest oczywiście jedyna i niepowtarzalna okazja. Niestety skład i pochodzenie takich cygar budzą dużą wątpliwość, szczególnie w stosunku do tej super-okazyjnej ceny. Poza tym standardowo trzeba uważać na kieszonkowców, uważnie przeliczać wydawaną nam resztę i ustalać ceny (przejazdów, noclegów itp) przed skorzystaniem z usługi.
Na pewno nie raz spotkaliście się z opinią, że Kuba jest całkowicie odizolowana od reszty świata. Całkowicie zamknięta na wpływy z zewnątrz, tworzy oddzielną rzeczywistość. Przysłuchując się stereotypom, można odnieść wrażenie, że dla Kubańczyków internet jest po prostu egzotyczną legendą. Cóż, musze Was rozczarować. To nie do końca tak wygląda. Niemniej, dla uzależnionych od obecności w sieci, Kuba jest nie lada wyzwaniem. Na Kubie prawie nikt nie ma w domu dostępu do internetu. WiFi w kawiarniach i restauracjach należy do rzadkości, a coś takiego jak dane w telefonie po prostu nie istnieje. Jedyną szansą na połączenie się z siecią jest udanie się do jednego z parków, w których zainstalowano routery (tzw. Parki WiFi). Jednak nawet znalezienie takiego miejsca nie gwarantuje sukcesu. By połączyć się z internetem potrzebne są bowiem specjalne karty. Na kartach tych znajdują się zdrapki z nazwą użytkownika i hasłem. Tylko po wpisaniu tych danych do naszego urządzenia uzyskamy dostęp do sieci. Jeśli będziemy mieli dużo szczęścia, połączymy się w pierwszym parku za pierwszym razem. Będziemy surfować przez godzinę z jednym tylko załamaniem sygnału. Bardziej prawdopodobny scenariusz wygląda jednak tak, że odwiedzisz pięć parków i w żadnym z nich nie będziesz umiał nawiązać połączenia. Kolejnego dnia skoro świt wrócisz do pierwszego, z nadzieją, że w mniej szczytowych godzinach szanse na połączenie są większe. Widząc kilka osób wpatrzonych w ekran, wypytasz ich, jak to zrobili. Skoro oni mogą, to ja też, prawda? Nikt jednak nie będzie w stanie podać Ci recepty na sukces. Najlepsza, powtarzana w kółko rada brzmi: „trzeba próbować”. Uparcie próbujesz więc dalej. Przy czwartej próbie telefon wreszcie wibruje z radości. Udało się! Masz godzinę czasu w wirtualnej rzeczywistości. Po dziesięciu minutach z nieznanych powodów tracisz połączenie. Jesteś zdeterminowany. Skoro udało się raz, uda się i drugi! Ponownie przepisujesz ciąg cyfr i liter z twojej karty. Pierwsza próba spełzła na niczym. Druga próba również spaliła na panewce. Dziwne hasło znasz już prawie na pamięć. Uparcie wpisujesz je dalej. Nic. Kolejny raz. Nic. I jeszcze raz… Jest! Twój okrzyk radości słychać w całym parku. Jesteś jednak jedynym z uśmiechem na twarzy. Sąsiad z ławki przeklina pod nosem, ale dobrze wiesz, że nie możesz mu pomóc. Ot, łut szczęścia. Rozemocjonowany, ponownie zagłębiasz się w wirtualną rzeczywistość. Przychodzące wiadomości pochłaniają Cię całkowicie. Odpisujesz na jedną, drugą i… Koniec. Godzina, która została Ci przydzielona wraz z kartą, właśnie minęła. Chciałbyś kupić kolejną, ale to wcale nie jest takie proste. Wczoraj stałeś pół godziny w kolejce w państwowym przedsiębiorstwie komunikacyjnym. Właściwie tylko po to, żeby dowiedzieć się że kart do internetu już nie ma. Ostatnie były jakiś tydzień temu. A następne? Nie wiadomo. Jak będą, to będą. Zmotywowany, próbowałeś również w dwóch hotelach. Mimo Twojego pięknego uśmiechu, karty dostępne były tylko dla gości hotelowych. Próbowałeś także w okolicznym kiosku. Mimo usilnych prób przyswojenia lokalnego akcentu, karty dostępne były tylko dla Kubańczyków… Poirytowany, poszedłeś za zasłyszaną na ulicy radą, że niekiedy w parkach prywaciarze sprzedają wystane w kolejkach karty. Potem przez blisko godzinę krążyłeś po parku wypatrując, kto może mieć jedną kartę w nadmiarze. W końcu sprzedał Ci ją jakiś młodzieniec za podwójną cenę. Dzisiaj jednak go nie widzisz. Przypominasz sobie wczorajszą mordęgę i po prostu odpuszczasz. Zdobycie karty do internetu to nie tylko dużo zachodu. To także spore obciążenie dla portfela. W państwowych punktach sprzedaży godzinna karta kosztuje 2$. Ale ponieważ rzadko kiedy są tam dostępne, przedsiębiorczy ludzie wyszukują je po całym mieście i sprzedają w parkach za dodatkową opłatą. Jeśli znajdziesz kogoś takiego (czy raczej: jeśli ktoś taki Cię znajdzie), godzinną kartę będziesz mógł kupić za 3$. Może za 2,5$ jeśli mówisz nienagannym hiszpańskim, uparcie negocjujesz i przypominasz trochę Kubańczyka. Drogo? No to przypomnij sobie jeszcze, że miesięczna pensja na Kubie wynosi raptem 15-25$. Kolejka do ETECSA, państwowego przedsiębiorstwa telekomunikacji. To tu płaci się rachunki za telefon i kupuje karty do internetu. Taki widok może znaczyc tylko jedno: właśnie dotarłeś do Parku Wifi. Pomimo wysokich kosztów, parki pełne są ludzi surfujących w sieci. Wieczorami Kubańczycy wychodzą z domów, gromadza się w parkach i próbują połączyć się z siecią. W nocy niemal każdy park rozświetlony jest światłem ekranu. Wydawać się może, że internet na Kubie jest dobrem luksusowym. W końcu kto byłby w stanie przeznaczyć 20% swojej miesięcznej pensji na godzinne połączenie z internetem? Niemniej, Parki WiFi nie przestają świecić niebieskim światłem ekranów. Zastanawiasz się jak Kubańczycy to robią? Przeczytaj o kubańskiej przedsiębiorczości: Na pograniczu socjalizmu i kapitalizmu
Internet na Kubie a sieć z telefonu to dwa różne tematy. Ceny przesyłu danych poza Unią Europejską są u popularnych operatorów tak wysokie, że tylko wybrańcy mogą cieszyć się internetem na Kubie z własnej sieci. Turysta ma dwie opcje – kupić kubańską kartę telefoniczną (od 2020 roku jest taka możliwość) lub dokupywać karty-zdrapki z doładowaniem czasowym. To najpopularniejsze rozwiązanie. Ile kosztuje internet na Kubie? Karty od kilku lat trzymają taką samą cenę. 1 godzina dostępu do internetu kosztuje równowartość 1 dolara. Kupimy je przede wszystkim w salonach sprzedaży ETECSA i w hotelach. Gdzie można korzystać z internetu? Aby korzystać z internetu na Kubie, nie wystarczy mieć karty-zdrapki, trzeba jeszcze znaleźć sieć wifi, do której możemy się podłączyć. Kiedyś wifi dostępne było tylko w hotelach i ich najbliższym sąsiedztwie. Dzisiaj internet bez większych problemów znajdziemy na popularnych skwerach i w parkach. Wystarczy wypatrywać turystów wpatrzonych w telefony. Coraz częściej z wifi można korzystać również w casach particular. Wystarczy zapytać gospodarza, czy jest taka możliwość. Trzeba jednak liczyć się z tym, że internet na karty-zdrapki nie należy do najmocniejszych ani najstabilniejszych. Sprawdzimy maila, napiszemy wiadomość na messangerze, ale ładowanie filmu czy nawet zdjęć na Facebooka może potrwać trochę dłużej, a w skrajnych przypadkach – być niemożliwe. Dla nas pobyt na Kubie jest zawsze długo wyczekiwanym detoksem od internetu. Nie uwierzycie, jak długo trzyma bateria w telefonie :)
Ciekawe miejsca na Kubie 11 dni na Kubie. Nasz plan podróży, ciekawe miejsca, porady praktyczne 11 dni na Kubie. Nasz plan podróży, ciekawe miejsca, porady praktyczne No i jak było na Kubie? Dobre pytanie. Świat jest pełen sprzeczności i rozczarowań, jeśli nie jesteś tym światem dostatecznie zafascynowany. Kuba to marzenie wielu, specyficzne marzenie, ale też kraj wielu kontrastów i zawodów. Do wyjazdu na Kubę trzeba się mentalnie przygotować, po to by na miejscu dać sobie spokój z potencjalnymi zawodami, rozczarowaniami czy wkurzeniem i skupiać się na poznawaniu tej równoległej rzeczywistości w intrygujących socjalistyczno-kolonialnych szatach. Pewne rzeczy można założyć już przed przylotem. Że to rynek turystyczny w świeżej fazie, więc zobaczycie tam wszystkie wady i patologie tego etapu rozwoju turyzmu. Że tamtejszy socjalizm może być niewygodny i niezrozumiały dla Wielu z Was, że dwuwalutowość jest irytująca ale też, że… wszystko co o Kubie opowiadają ludzie z pasją i zakochani w tej wyspie – jest też prawdą. Zapraszamy na pierwszy wpis z serii o Kubie. Tym razem odwrócimy kolejność i wpis podsumowujący proponujemy Wam jako pierwszy a poszczególne miejsca będziemy opisywać i prezentować na zdjęciach od dziś aż do końca stycznia, kiedy ruszymy w kolejną daleką podróż. 1. Lot i lotnisko w Amsterdamie Wrzucamy na Instastory zagadkę o nasz kierunek podróży, a większość z Was głosuje, że lecimy do Azji-Południowo wschodniej. Część widzi jednak na tablicy Meksyk, Limę i Havanę i czujnym okiem wskazuje na lot na zachód. Lotnisko Schiphol to prawie jak drugi dom. A na pewno ten podróżniczy. To była nasza chyba już dwudziesta wizyta w tym miejscu. To niesamowite, że tak jak nie lubimy lotnisk z uwagi na oczekiwanie, nudę, niekomfortowe sytuacje i przepakowywanie, tak tu zawsze znajdziemy swój kąt i będzie nam dobrze. Po remoncie port lotniczy otrzymał kolejne bardzo fajne przestrzenie. Jak bibliotekę, miniaturową wersję muzeum Rijsk czy mały ogród doświadczalny z różnymi eksperymentami. Bo o fotelach i sofach do leżenia oraz odgłosach ptaków i lasu już Wam kiedyś pisaliśmy, prawda? Internet jest za darmo, a oznaczenia rękawów, bramek porządne i nowoczesne. W tutejszym kantorze wymienimy zawsze i bez problemu walutę na najróżniejsze pieniądze. Zwłaszcza z krajów do, których lata KLM. UWAGA! na końcu wpisu konkurs a w nim do wygrania… bilet od KLM na dowolny kierunek na świecie z siatki. Tylko… musicie uważnie przeczytać wpis. Przylot do Hawany Raport z przelotu będzie krótki, ale treściwy. Lecieliśmy Airbusem 330-200 w idealnym położeniu, tuż za skrzydłem po prawej stronie. Lot był dzienny, trwał około 10 godzin. Co ciekawe trasa wiodła łukiem wzdłuż Islandii, Nowej Fundlandii i Florydy i omijała Trójkąt Bermudzki. Tym razem KLM zaserwował nam na obiad klopsiki i pastę a na kolację minipizzę. Wszystkie inne dodatki do dań KLM znamy na pamięć. Ale jedno trzeba przyznać – południowoafrykańskie wino, które serwują (bez ograniczeń!) jest naprawdę wyborne. Ciekawe czy podobnie smakuje na ziemi. Lotnisko w Havanie im. Jose Marti leży spory kawałek od centrum, przylatujemy tuż po zachodzie słońca, jest parno ale niekoniecznie upalnie. Ponieważ mamy – jak zwykle – bagaże podręczne, nie musimy iść do doków i czekać na pojawienie się bagażów. Ten czas zawsze wykorzystujemy, by wyjść na terminal i wykorzystać fakt, że jesteśmy pierwsi. Piętro wyżej znajduje się kantor wymiany walut – idźcie tam i wymieńcie część pieniędzy. Nie większość, bo kurs nie jest podobno korzystny. Aczkolwiek jak porównaliśmy to do tego „na mieście”, to wcale nie były ogromne różnice. Za każde EURO dostaniecie 1 CUC z małą nawiązką. I tego się trzymajmy. Naprzeciw terminala można zakupić karty ETECSA, ale odpuszczamy, wolimy szybciej znaleźć się w centrum. Taksówka do centrum jest ustawowo ustalona na 20 CUC. To sporo, ale droga też niekrótka. Miejcie na wszelki wypadek wczytaną mapę google offline – bo nasz kierowca niekoniecznie znał adres casy, który mu pokazaliśmy. Warto mieć wcześniej tą pierwszą casę zarezerwowaną. Na wypadek pytań urzędników imigracyjnych. Choć to chyba już tylko miejska legenda. Oprócz zrobienia nam zdjęcia, zapytania o liczbę dni pobytu i potwierdzenia Tarjeta Turistica nic więcej przy kontroli się nie wydarzyło. 2. Hawana po raz pierwszy. Zachwyt i kontrasty Jet lag był stosunkowo łagodny. Tym bardziej, że jeszcze pierwszego wieczoru udało nam się poszwendać po nocnej Hawanie i spotkać z Kingą i Damianem z bloga Gadulec, którzy właśnie kończyli swój pobyt na Kubie i udzielili nam kilku cennych porad oraz szczerych uwag. A na blogu właśnie popełnili już pierwszy wpis o Kubie. O faktach i mitach. Samo miejsce spotkania było już dobrym tipem, bo knajpka przy ul. Lamparilla, 5 minut od Plaza Cristobyła względnie tania a jedzenie dobre. Pierwsze zderzenie z Havaną. Budzimy się pod naszymi prześcieradełkami o grubości chusteczki higienicznej. Miasto, a słyszymy za oknem koguty. Manuel zaprasza nas na kawę na swoim tarasie. On nie jest właścicielem casy, jedynie dogląda ją koledze. Klasyk na Kubie. Mieszkamy w odległości 5 minut od Panteonu i 10 minut od Plaza Central blisko placyku Plaza de Cristo. Spaliśmy w tradycyjnej casie na Starym Mieście przy ulicy Aguacate w kamienicy z przyjemnym balkonikiem do pokoju. Rezerwacja wcześniej przez airbnb. Cena ciuteńkę wyższa, niż standardowa cyzli 26-27 CUC. Czy polecamy? Raczej tak. Zwłaszcza za ten taras o poranku. Havana Vieja czyli Stare Miasto, choć jak na warunki europejskiego średniowiecza młódka. Pierwsze wrażenie może być mylne, zwłaszcza, gdy nie oglądało się miast w Indiach czy Azji. Stara Havana jest naprawdę stara jak na warunki amerykańskie, a tutejsze kamienice stoją czasami nieprzerwanie od 300 lat. Stoją albo i nie, bo niektóre leżą w gruzach. Morskie powietrze, nasączone solą bezlitośnie obnosi się z fasadami budynków. Są odrapane, zniszczone, brudne. Ale nie ma brudu na ulicach. Te wręcz pachną przesadnie detergentami. A większość kamienic jest podłączona do mediów: prądu, wodociągów, kanalizacji. I tym się miasto różni od tych wspomnianych wcześniej. Wiele ulic, z uwagi na fundusze UNESCO, państwowe i wpływy z turystyki odzyskuje blask, są kolorowe, fasady odnowione, a spód pokrywają granitowe, błyszczące płyty. Im bliżej głównego placu miasta oraz reprezentacyjnej ulicy Obismo – tym więcej takich budynków. Najbardziej „fotogeniczna” wydaje się kolorowa ulica Tienente Rey, z której przywitaliśmy się z fanami na facebooku. Plus cała masa ogromnych gmachów, budowanych w XIX i na początku XX wieku w stylu neobarokowym ale i art noveau czy art deco. Jest na czym oko zawiesić. Hawaną zapewne można się też zawieść, sparzyć, a nawet podtruć, jednak my tradycyjnie przybyliśmy do miasta dość przygotowani. Wiedzieliśmy czego chcemy, co nas interesuje i gdzie tego szukać. O szczegółowym zwiedzaniu Hawany napiszemy w osobnym wpisie, ale tu warto nadmienić fakt, że naszym zdaniem najpiękniejsze i najbardziej zadbane zakątki Havany to jej place i dziedzińce, zwłaszcza Plaza de Armas oraz Plaza de San Francisco, czy Plaza Vieja albo patio w Casa del Arabe. To są te fragmenty miasta, które przywołują bardziej Sewillę i Kordobę, niż Amerykę Środkową. Z dziedzińcami, patio i klatkami schodowymi włącznie. Najciekawszy dziedziniec to chyba ten w środku dawnej siedziby Gubernatora. Strzeże go figura Krzysztofa Kolumba. Taka dziejowa klamra. Komu nie są obce smaczki historyczne ten koniecznie musi wejść do fortu Castillo de Real Fuerza, a po chwili przeniesiemy się w czasy hiszpańskich galeonów pełnych złota i srebra, rapierów i armat przeciw pirackim banderom. Stoi obok i daje piękne widoki na drugi brzeg zatoki. W siedzibie tutejszej Tepsy czyli ETECSA kupujemy karty internetowe na cały pobyt. Stoimy w krótkiej kolejce i zakupujemy od razu 4 karty 5-godzinne. Dzięki czemu mamy „z głowy” prawie na cały wyjazd. A jak wiadomo blogerzy podróżniczy potrzebują więcej internetu. Zwykły Kowalski nie musi aż tak się obkupować. Powinna mu wystarczyć jedna karta na cały pobyt. Na sprawdzenie maili czy podstawowych wiadomości z kraju. INTERNET NA KUBIE Internet łapiemy w wielu miejscach – głównie hotelowych lobby czy placach, podążamy za ludźmi, którzy wpatrują się w smartfony, łapiemy sieć ETECSA i logujemy wpisując dwa numerki z karty-zdrapki. Od teraz system sam będzie odliczał wykorzystane na surfowanie minuty. Obojętnie gdzie. Karty mają ważność od 1 do 5 godzin. W punktach telekomunikacji kupicie je w cenie fabrycznej. Od koników w wielu miejscach w podwójnej cenie. Jakość połączeń jest bardzo dobra, ważne by mieć jednak więcej niż jedną kreskę. Tradycyjny spacer po Starym mieście wiedzie jego wschodnimi obrzeżami, im bliżej zatoki, tym więcej zabytków. Najlepiej zaplanować sobie trasę pomiędzy Katedrą a Plaza Vieja z przystankiem na deptak Obismo albo Kościół św. Franciszka. Poświęcimy na to pół dnia. Drugą połówkę na okolice Kapitolu i Teatru. Tyko uważajcie przechodząc przez ulicę, bo to wolna amerykanka. Przerwę warto zrobić w hotelu Ambos Mundos, na drinku w lobby lub wjechać windą na taras dachowy i ocenić miasto z góry. Transport do Vinales Nie martwcie się niczym, naganiacze transportu sami Was znajdą na pierwszym spacerze. Gospodarze również zaproponują. Generalnie taxi collectivo gromadzą się masowo blisko Kapitolu i parku de la Fraternidad, ale po pierwsze musicie umawiać się na dzień następny zawsze a po drugie, ceny nie będą jakość dużo niższe typu 10 CUC. Ewentualnie utargujecie 2-3 CUC względem ceny „od gospodarza”. Nasze taxi colectivo dzielimy z dwójką Hiszpanów z Barcelony, więc rozmowa po czasie schodzi na niepodległościowe dążenia Katalonii. Ku naszemu zaskoczeniu „po chwili” jesteśmy w Vinales. Nie spodziewaliśmy się, że droga zajmie nam dużo mniej, niż zapowiadają przewodniki i relacje. Niecałe 2 godzinki największą, całkiem poprawnej jakości kubańską autostradą wschód-zachód. Już pierwsze zderzenie z doliną Vinales, gdy serpentynami zjeżdża się z okolic siedziby Parku Narodowego do miasteczka – robi wielkie wrażenie. Przypomniał nam się zjazd autobusem z płaskowyżu do Goreme w Kapadocji. To był ten sam rodzaj przyklejenia do szyby i pierwszego „wow”. Tylko wzgórza takie bardziej zielone 🙂 3. Vinales. Piękno krajobrazów w czystej postaci Nie widział cudów krajobrazowych jakie wyczynia natura, kto nie dotarł do Vinales. Wszystko, co mówiono o tym rejonie świata to prawda. Kapadocja Tropików, Karaibski Laos itd itp. Zjeżdżając do miasteczka serpentynami z Pinal del Rio już potwierdziliśmy nasze zachwyty. W Vinales przebywaliśmy lącznie 3 i pół dnia i były to dobrze zagospodarowane dni, w których aktywność fizyczna mieszała się z fotograficznym rodeo i odpoczynkiem w promieniach złotego słońca i soczyściezielonej roślinności. W pierwszym dniu wędrowaliśmy po okolicy, łapiąc zachód z drinkiem w hotelu La Ernita. W drugim na dwóch kółkach zrobiliśmy dobre 20 km w kierunku słynnego Mural de la Prehistoria oraz Jaskiń de los Indios. Zawsze towarzyszyły nam mistyczne wapienne mogoty i krążące nad dolinami ogromne ptaki z czerwonymi szyjami – sępy indycze. Wędrujcie, oglądajcie, napawajcie się widokami, poczytajcie o historii. To 180 stopni inna Kuba niż zgiełk Hawany. Vinales jest małą mieściną z charakterystycznym, typowym dla Środkowej Ameryki ajutamento i kolonialnym placykiem w środku. Choć to serce roliczego obszaru, posypanego czerwonym jak cegła laterytem na którym dobrze uprawiało się warzywa i tytoń to Vinales tętni jednak życiem, głównie za sprawą turystyki i faktu, że 90% mieszkańców udostępnia swoje kolorowe domki z werandami i fotelami bujanymi jako casy dla turystów. I wszystko się kręci wokół. O Vinales i okolicy popełniliśmy już osobny wpis podczas lotu samolotem do Polski. Na dniach na blogu 🙂 Gdzie spaliśmy? No w casie. Ale nie takiej małej, kolorowej z altanką tylko… w bloku. Blok co prawda 2-piętrowy, z tarasami, zupełnie inny, niż Wam się wydaje, ale Pani Puppi, świetna gospodyni, robiła nam najsmaczniejsze jedzenie z całego pobytu (jedyne bardzo smaczne), ciągnęła pesos na lewo i prawo na nas, ale nam to w sumie nie przeszkadzało, bo oszczędziliśmy czasu i fatygi (niekoniecznie pieniędzy). Casę zarezerwowaliśmy przez airbnb (podobnie jak w Hawanie). Płatność z głowy, wszystko zapłacone wcześniej. 48 zł za osobę. Obiadokolacja za 7-8 CUC. Warto! 4. Plaża Cayo de Jutias To była nasza pierwsza okazja, by „wygrzać plecki” jak prosiły nas nasze mamy. Jednak jako, że od początku chcieliśmy trzymać się z daleka od hotelowych konglomeratów typu Cayo Coco czy Varadero, możliwość pojechania na wycieczkę lokalną do, zapuszczonej na końcu prowincji plaży bez hotelu i stałej restauracji wydawała się kusząca. Droga była najbardziej zniszczoną drogą, jaką kiedykolwiek jechaliśmy jednak miejsce okazało się całkiem w porządku. Plaża czysta, dość kameralna, pomimo grupki 30-40 osób, woda nie była zanieczyszczona a specyfika typowo namorzynowego wybrzeża w karaibskiej, turkusowej kolorystyce – bardzo przyjemna. Po drodze – mało kto na to zwraca uwagę – pokonujemy niewysokie góry, które są miejscem występowania reliktowej sosny karaibskiej, ten gatunek występuje tylko tutaj na świecie, a kilka podobnych w Ameryce Środkowej. Widok wzgórz z palmami królewskimi, bananowcami, a pośród nich… sosnami, wydał się surrealistyczny. Transport do Cienfuegos Tutaj zadziałał eksperyment z zakupionym wcześniej w Polsce transportem via Viazul. Na stronie tworzycie konto i dokonujecie zakupu, płacicie kartą i otrzymujecie dokument do wydruku, który należy wymienić na godzinę przed wyjazdem na bilety. Dzięki czemu oszczędziliśmy stresu i kolejek. To dość oblegane połączenie. I długie. Trwało ponad 6 godzin i naprawdę dało nam w kość. I naszym brzuchom. Uwaga! jeśli decydujecie się na taxi colelctivo to ich cena nie powinna być większa, niż Viazul, a wręcz może być czasem ciut tańsza. Czasami widząc zdesperowanych turystów, którym uciekł Viazul albo nie weszli do autobusu, taksówkarze dyktują dużo wyższe kwoty przejazdu. 5. Cienfuegos. Elegancja i deptaki Właśnie z tego względu wybraliśmy Cienfuegos, mimo, że autobus jechał dalej do Trinidad. To młode i eleganckie miasto, ma wytyczone ulice w szachownicę a większość głównych arterii, niesamowicie zadymionych spalinami domkniętych jest od rzędu piętrowych kamienic szpalerem arkad, chroniących przed słońcem. Choć Cienfuegos potrafi skraść serce niektórych, którzy tu zaglądają, choć tak naprawdę posiada tylko dwa interesujące obszary architektoniczne. W okolicach Plaza Centrali Parque Jose Marti oraz na południowym cyplu Punta Gorda. Z małej przystani przy Muelle Real odpływają natomiast statki w kierunku bastionowego zamku Castillo de Jagua, który chronił wejścia do portowej zatoki. Jednak największym, niespodziewanym hitem miasta jest eklektyczny, historyzujący nieco w stronę stylu mudejar, veneto czy neogotyku (jaki miks!) Palacio Della Vale, milionera sprzed 100 lat o tym samym nazwisku. Jak Wam się podoba? Casa, którą z polecenia Pani Puppy wybraliśmy, była bez okien, ale miała formę hostelową. To był dzień niekomfortowych odczuć żołądkowych, niekoniecznie z powodu jedzenia, racze przeraźliwych spalin w centrum miasta, jednak ostatecznie pokonanych po pół dnia z pomocą… Aqua Tonica. Polecamy – jakby co. Ogólnie oprócz tego epizodu na Kubie nie przytrafiło nam się kompletnie nic żołądkowego. Myliśmy ciągle ręce i piliśmy wodę butelkowaną. A drinki tylko z lodem z dziurką. I wystarczyło. 6. Trinidad. Kolonialna perła Karaibów Takie hasełka jak „być na Kubie a nie być w Trinidad to jakby nie być na Kubie” oczywiście na nas nie działają. Zwłaszcza, ze miasto należy raczej do obleganych przez turystów, niż pomijanych, niemniej, jeśli ktoś choćby minimalnie przygotuje się do tego kraju, poczyta, posprawdza już wie, że musi odwiedzić ten punkt na swojej trasie. Po prostu Trinidad aż kipi od nagromadzenia ciekawych miejsc, historii i plenerów na zdjęcia. Trinidad i okolice. Trinidad został uznany za perłę narodową już w czasach Batisty. Nawet władze rewolucyjne, tak niechętne przecież wszystkiemu, co kojarzyło się z wyzyskiem, kolonizacją i Hiszpanami musieli pogodzić się z tym, że dla dobra lokalnej ekonomii należy chuchać i dmuchać na Trinidad. Gdy ostatecznie UNESCO po wielu latach badań o obserwacji wpisało miasto oraz przylegającą doń Dolinę de Ingenios na listę – liczba turystów z całego świata zwiększyła się kilkudziesięciokrotnie a fundusze pozwoliły na renowację wielu budynków. I pojawił się boom na Trinidad – Kolonialną Perłę Karaibów. DRINKI W TRINIDAD Ceny Od 8 do 12 zł. Mojito – sok z limonki, ręcznie tłuczona mięta, cukier, biały rum. Serwowane w kubeczkach z okien „najlepsze na Kubie oraz „najlepsze na świecie” lub szklankach na Schodach Muzyki. Cuba Libre czyli ciemny rum z colą. Tropi lub Tu. Czasami starszy, 5-letni. Canchanchara (Ciamciamciara wg nas)– nasze odkrycie. Rum aguardiente de cana, sok z cytryny, dwie łyżki płynnego miodu. Coś pysznego. Najlepsze w barze o tej samej nazwie, co drink Choć podobno zdarzają się głosy przeciwne, Trinidad może przyćmić każde miasto, typu Cienfuegos, gdyż pomimo sporych tłumów turystów ma coś, czego nie da się wykorzenić – mocne genius loci. Kolorowe budownictwo, unikalna specyfika życia miejskiego w stylu wiejskim, muzyka na żywo (czasem zaskakująco autentyczna), słynne schody, przywołujące nieco śródziemnomorskiego klimatu temu miejscu, idealne do sączenia kubańskich drinków, cudowne faktury murów po południu i puste ulice o poranku, historia piratów, historia cukrowych baronów, francuskich imigrantów czy dramatyczne losy czarnych niewolników oraz wciąż żywa legenda santerii, synkretycznej religii stworzonej przez nich. To tylko mały abstrakt tego, co pokażemy Wam w osobnym wpisie o Trinidad. 7. Okolice Trinidadu Ponieważ w Trinidad postanowiliśmy zostać dłużej niż wcześniej planowaliśmy, udało nam się zwiedzić jeszcze okolice tego uroczego miasta. Początkowo myśleliśmy, że pojedziemy na wycieczkę zorganizowaną w góry Sierra del Escambray żeby zobaczyć miedzy innymi plantacje kawy, jednak okazało się, że wycieczki te są naprawdę drogie (poza tym możliwe jedynie albo jeepem lub też konno). W pierwszej kolejności udaliśmy się więc na kilkugodzinną wycieczkę (35 CUC za dwie osoby) po najważniejszych punktach wpisanej na listę UNESCO Valle de los Ingenos (Dolina Cukrowa). Obszar ten pod koniec XVIII i na początku XIX wieku przeżywał swój największy rozkwit. Powstawały tu, fundowane przez hiszpańskich bogaczy (którzy wkrótce stawali się jeszcze bogatsi) posiadłości z malowniczymi haciendami, oparte na niewolniczej pracy ogromnej ilości ludzi. Symbolem zarówno wielkiego bogactwa, jak i niewolniczej pracy jest tu 45 metrowa wieża strażnicza (dziś widokowa), która wzniesiona została na terenie posiadłości Manaca Iznaga. Roztacza się tu wspaniały widok na połacie falującej na wietrze trzciny cukrowej. Jeszcze piękniejszy, bo niemal na całą dolinę, podziwiać możemy z Mirador de la Loma del Puerto. Kolejnego dnia pojechaliśmy starym Fordem Anglia na inną wycieczkę (cały dzień z kierowcą to około 35 CUC). Tym razem naszym celem był Parque El Cubano. Żeby wejść na teren parku należy kupić bilet (10 CUC od osoby), bardzo łatwa i przyjemna trasa (około 40 – 45 minut w jedną stronę) wiedzie do głównej atrakcji tego miejsca tzn. Cascada El Cubano. Malowniczy wodospad zachęca kąpielą, a miejscowych do skoków ze skały do zielonkawej wody tworzącej coś na kształt basenu. To doskonała okazja, by w końcu, tak naprawdę uciec od zgiełku i wszechobecnych spalin. Koniecznie rano! Około bo potem przychodzą tu „wycieczki”. Po południu udaliśmy się na Playa Ancon. Plaża ładna i czysta, poza tym w jej części można rozłożyć się po darmowymi parasolami. Widzieliśmy, że w nieco bardziej oddalonym fragmencie (także bardziej zabudowanym) turyści opalali się na leżakach. My jednak zostaliśmy, w podobno, jak nas przekonywał Pan kierowca, w jej najładniejszym i najmniej tłocznym fragmencie. Jedynymi minusami byli „plażowi” sprzedawcy krążący wokół z pizzą i napojami oraz meszki, które mogą naprawdę dać się we znaki. Bardziej szczegółowo o największych atrakcjach w okolicy Trinidadu będziemy jeszcze pisać. Transport do Hawany Z Trinidadu nie ma najmniejszego problemu wydostać się gdziekolwiek. Rano przez ósmą kursują aż trzy busy Viazul. Do Varadero, do Santiago de Cuba i Havany. Następny do Havany kursuje o 14:00. Taxi Collectiwo same Wam wpadną w objęcia już dzień wcześniej i w cenie autobusów. Wybraliśmy bus, bo chcieliśmy w spokoju napisać wpis o Trinidadzie „na świeżo”. Dwa dni przed wyjazdem wpisaliśmy się do zeszytu rezerwacji na dworcu. 8. Hawana po raz drugi. Piraci i modernizm. Gdy rozpoczynamy jakąś podróż od stolicy i na niej kończymy, warto rozdzielić sobie jej zwiedzanie na dwie, ale zupełnie rozdzielne od siebie części. By nie powielać pewnych tras. Nasz pomysł na ostatnie 3 dni w Hawanie był konkretny, zmieniliśmy nasze ulokowanie względem czasu po przylocie – daleko na zachód, w Vedado. Po Starej Havanie, miasto rozrastało się w kierunku zachodnim, dziś to Havana Central a jeszcze dalej – nowoczesna, elegancka i wychwalana przez wielbicieli architektury Vedado. Był czas, gdy w latach 30-tych i 40-tych Havana była rozrywkową stolicą Ameryki Północnej. Nie Nowy Jork ani Chicago. Widać to w mnogości form i przepychu rezydencji, budynków, restauracji, hoteli, kościołów. Secesja, art deco, modernizm przedwojenny, modernizm powojenny – wszystko tu znajdziecie i to na każdym rogu. Jako, że jesteśmy miłośnikami i jesteśmy wrażliwi na takie perełki, ruszyliśmy na architektoniczne łowy, których efektem będzie osobny wpis o Vedado. Przy okazji zakwaterowaliśmy się przypadkiem w przepięknym, stylowym mieszkaniu w stylu art deco. A to nie było akurat planowane. Ostatni wieczór na Kubie spędziliśmy łapiąc promienie pomarańczowego zachodzącego słońca. Najpierw z drugiego brzegu hawańskiej zatoki – z murów Zamku Castillo de Los Tres Reyes a potem bulwaru Malecon, którym pieszo doszliśmy do Vedado w pół godziny. Zarówno Castillo de Los Tres Reyes, jak i zamek, z którego pięknie prezentuje się ten pierwszy – Castillo de la Real Fuerza zostały wzniesione między innymi dlatego, że PIRACI ostrzyli sobie przez długi czas zęby na Hawanę. I ostatecznie oprócz francuskiego korsarza Jaquesa de Sores’a już nigdy żaden pirat nie złupił miasta. Natomiast ostatnie pół dnia przez wylotem wędrowaliśmy po południowym Vedado oraz największym cmentarzu oby Ameryk – Necropolia de Colon. Więcej o samym zwiedzaniu Hawany w 2-3 i jej największych atrakcjach, ciekawostkach, knajpkach przeczytacie w osobnym wpisie na ten temat. Pamiątki i powrót do Polski Taksówka na lotnisko powinna kosztować nieco taniej, niż z lotniska. Jak umiecie się targować do 20 CUC, jak nie to 25 CUC. Lotnisko jest skromne, zapomnijcie o restauracjach oraz gniazdkach. Lepiej zjeść coś konkretnego przed samym wylotem. Internet ETECSA działa, ale tylko przy bramkach samlotowych, więc można wykorzystać „resztkę” z karty-zdrapki. Na lotnisku po przejściu kontroli (jak i przed) można kupić rum i cygara. Po umieszczeniu ich w specjalnej torbie z plombą, możecie te produkty przewiezc z sobą w bagażu podręcznym. Dla nas to było ważne, bo nie korzystamy z bagażów rejestrowanych. Ceny rumu bardzo ok. Havana Club 0,5 l za mniej niż 5 CUC, podobnie Santiago de Cuba. Polecana, podobno przepyszna kawa Santero kosztowała 14 CUC. To dużo, a jej opakowania nie budziło pozytywnych odczuć. Resztkę CUC wydaliśmy na cygaretki, pocztówki, magnez. Aczkolwiek można też wymienić je na EURO w kantorze, który służył nam przy przylocie w odwrotnym celu. Ale te kolejki… Lot KLM jest wygodny, bo nocny. Po wieczornej kolacji, większości zamknęły się oczy. Byliśmy na Kubie raptem 11 dni, więc nasze organizmy niekoniecznie dobrze się przestawiły. Codziennie zasypialiśmy najpóźniej o 22-23, tak było i w czasie lotu. Pobudka przywitała nas już nad Kornwalią i za chwilę, po śniadaniu samolot zaczął zniżanie do Amsterdamu. To byl zdecydowanie najszybszy powrót z dalekich krajów z naszych dotychczasowych. Podsumowanie, wrażenia i Informacje praktyczne Kuba jest marzeniem wielu. Jest w tej wyspie coś po prostu specyficznego, coś co ją wyróżnia, nie zlewa, nie upodabnia do innych miejsc. Często mówi się o zarzutach wobec krajów Ameryki Środkowej czy Azji Pd-Wsch, że są podobne, że wybierając jeden lub drugi możemy przeżyć podobną przygodę. Kuba wydaje się ma coś, co daje jej ten wkład w popkulturę świata jak Włochy, Japonia, Grecja – jest kubańska tylko tu i teraz. Muzyka, cygara, rum, taneczne rytmy, wieloetniczność, ponad 50-letnie samochody i ten specyficzny zakonserwowany choć wcale nie siermiężny socjalizm – to jej znaki rozpoznawcze. Zawieść się mogą jednak Ci, którzy celują z doznania smakowe, kulinaria, zapachy, ani transport i zakwaterowanie. Czyli typowi „backpakerzy” w japonkach, zwłaszcza po doświadczeniach z Azji Pd-Wsch. Na Kubę trzeba jechać z zaciekawieniem wszystkimi, wymienionymi rzeczami ale mieć z tyłu głowy, że mogą nas zmęczyć prozaiczne elementy podróży jak: przemieszczanie się, jedzenie, płatność w dwóch różnych walutach, przeraźliwe spaliny w miastach. Ale wyznajemy zasadę, że gdy wiemy po co i dlaczego podróżujemy – minimalizujemy rozczarowania. Pytania i odpowiedzi o Kubie, których sami sobie udzieliliśmy po powrocie Przed wyjazdem nurtowały nad konkretne pytania, na które odpowiedzi z lepszym lub gorszym skutkiem szukaliśmy na różnych stronach i innych blogach. Jeśli chodzi o skarbnicę wiedzy o Kubie to polecamy dwa: Holacuba Basi Stawarz i Cuba Mi Amor Ani Winiarek. Jeśli chodzi o blogi, to najczęściej przebywaliśmy na blogach: Mama Said Be Cool (również świeże info!) Ewy, Kamili i Podróżnickich. Czy na Kubie jest bezpiecznie? Szczerze? Cholera, chyba nigdzie nie czuliśmy się bezpieczniej. Ani jednej sytuacji krytycznej, ani jednej nerwowej, ba, nawet gubiąc torbę z bankiem energii i mikrofonem i drugim telefonem w jednej z kawiarni, po stresującym powrocie, po ponad pół godzinie torba… czekała na nas nietknięta. Coś jest na rzeczy, że im krócej jakaś władza trzyma obywateli, tym występek mniejszy. Czy Hawana jest ładnym miastem? To bardzo bardzo trudne pytanie. Serio to nie jest oczywiste. Wszystko zależy od Waszej wrażliwości na skorupkę i wnętrze. Skorupkę w wielu miejscach ma odpychającą, ale jak się zna wnętrze i zrozumie to się to ignoruje i skupia na detalach, zakamarkach, mówiących murach. No i trzeba mieć pomysł na Hawanę. Wiedzieć jak ją zwiedzać i po co. I nie tylko same Stare Miasto. Nie chodzić chaotycznie po ulicach, bo to faktycznie może zmęczyć. Ogólnie daliśmy Hawanie mocną czwórkę, a po zobaczeniu Vedado czworkę z plusem. W porównaniu z wieloma miastami Azji jest dużo czystsza i zadbana, ale jest jeszcze wiele do zrobienia. Czy Kuba jest droga na miejscu? Jest droga i nie jest droga. Można dostać rozdwojenia jazni. Raz jesz ziemniaczane chipsy za kilka CUP, pizzę za grosze i kawę za kilka groszy a raz musisz kupić butelkę wody za 2 CUC (czyli 8 zł) albo puszkę coli za 12 zł. Generalnie wszędzie udawało nam się płacić w CUP oprócz instytucji publicznych (muzea, wstępy). Przelicznik CUP do CUC to 25 do 1, ale mamy wrażenie, że płacąc w CUP udawało nam się kupić więcej a wydać mniej. Przerazliwie drogie są ceny hoteli – nie na nasze, polskie kieszenie, hosteli brak. Ceny ransportu i lokalnych wycieczek mocno zawyżone w stosunku do jakości usługi. Ale znowu ceny jedzenia (choć niezbyt smacznego) knajpkach, nawet w miejscach turystycznych często mieściły się w przedziale 4-6 CUC, czyli nasze ok 20-22zł. Wydaliśmy w te 11 dni na wszystkie bieżące rzeczy około 1800zł na głowę. W dowolnym kraju Azji Pd-Wsch to zapewne byłaby połowa tego. Czy Trinidad jest przereklamowany i przepełniony? Nie, jednak nie jest. Choć turystów tu sporo, to jednak nie więcej niż w dowolnym włoskim miasteczku w środku lata. A klimat ten sam, a może i lepszy, bo z domieszką latino. Trinidad jest świetny i rzeczywiście nazwanie go „perłą” pasuje. Porankami tu są pustki wręcz. Przynajmniej wg naszej wrażliwości. Liczba zabytków + plener fotograficzny + położenie + historia + klimat wieczorów. Każdy z tych elementów dostaje piatkę. Jeśli macie na Kubę pomiędzy 7 a 14 dni – nie rezygnujcie z Trinidad. Z Vinales też nie rezygnujcie 🙂 Czy mieszkanie w casach ma jakieś ukryte minusy? Owszem ma. Jedna to brak prywatności, choć brzmi to nieco surrealistycznie w tych okolicznościach, hello jesteśmy na Kubie! Wstawaj, tańcz, śpiewaj ze mną. Siadaj, opowiadaj. Druga to fakt, że właściciele cas żyją z pośrednictwa. Wcisną Ci wszystko, co i tak planowałeś sam. Czasami ma to pozytywny aspekt, bo nie musisz nic robić a masz załatwione najlepsze cygara, następną casę, taksówkę collecttivo pod dom czy rowery ale czasami mniej (ceny ciut większe, niż „na mieście”). Jedno jest pewne – jedzenie się opłaca jeść w casach. Smaczne, obfite i cenowo akurat wychodzi najlepiej. Zarówno kolacje jak i śniadania. *Wpis powstał w wyniku współpracy grupy kreatywnej Bloceania z marką KLM Polska Jeśli chcecie poczytać jak zorganizować i zaplanować podróż na Kubę z dzieckiem to koniecznie zajrzyjcie do Kasperków 🙂 natomiast o nurkowaniu na Kubie u Szalonych Walizek.
internet na kubie 2017